Jak co roku bieganina zakończyła się miłymi Świętami. Dni spędzone na sprzątaniu, gotowaniu i pieczeniu zakończyły się sukcesem w postaci zadowolenia rodziny. Tyle przygotowań i minęły szybciej niżbyśmy tego chcieli.
Było wesoło, głośno i radośnie. Dziwię się, że sąsiedzi nie przyszli ze skargą na hałas i brak możliwości snu. Nawet dzieciaki z podekscytowania kładły się spać dopiero około 1 w nocy. Najbardziej podobało im się spanie w sześcioro na jednym łóżku, choć mieli do dyspozycji dwa, ale kto by chciał się wyłamać i spać osobno. Myślę, że takie własnie chwile są najfajniejsze w dzieciństwie i najlepiej się je wspomina.
Rodzina, się rozjechała i znów zrobiło się cicho i jakoś tak smutniej bez tego zgiełku. Powrót do rzeczywistości spadł na mnie znienacka. Budzik zadzwonił rano, ale o co chodzi i co to za dziwny złowieszczy dźwięk … to tylko budzik oznajmia, że czas wstawać. Znów trzeba wracać do pracy, a było tak fajnie…
Pozdrawiam,
Irena
xxx