Lifestyle

Wrzesień 2018 & czego się nie mówi o życiu w UK

Był piękny, słoneczny, wrześniowy dzień i nic nie zapowiadało tego co miało nastąpić. Jak zawsze wypiliśmy kawę, zjedliśmy śniadanie i postanowiliśmy pojechać na działkę, aby przywieźć zioła i warzywa na obiad.

Ubraliśmy się jak na działkę, czyli w gumowce, więc stwierdziliśmy, że pojedziemy starym autem. Tak, tak, wybraliśmy nasze poczciwe 16 letnie auto, które czekało na swój koniec na złomowisku. U nas nie ma możliwości parkowania samochodu pod domem, więc parkuje się na poboczu (częściowo chodnik, a częściowo ulica) i to jest norma. Obdrapany i porysowany z każdej strony, bo tu tak wyglądają wszystkie auta.

Jak gdyby nic, wróciliśmy z działki, a pod domem przywitał nas sąsiad pytając czy widzieliśmy nasz samochód. Mieliśmy chwilę konsternacji, bo przecież byliśmy na działce autem, więc nie wiedzieliśmy o co nas pyta. Po chwili dotarło do nas, że przecież mamy drugie auto niedawno kupiony, piękny, metaliczno-czerwony Renault Kadjar. Sąsiad oznajmił nam, że auto jest do kasacji … nas zamurowało, ale jako to? Powiedział tylko, że najlepiej żebyśmy sami poszli zobaczyć bo policja pilnuje auta. Niewiele myśląc zostawiłam wszystko z działki na środku chodnika pod domem.

Nasze auto było zaparkowane na sąsiedniej ulicy, gdzie zazwyczaj parkujemy. Patrzymy, a tam policja i masa gapiów. Nasz samochód zmasakrowany. Maska, przednia szyba i panoramiczny dach zniszczony. Okazało się, że przegapiliśmy akcję jak z hollywoodzkiego filmu. Okazało się, że ktoś (30-40 letni mężczyzna, nadal nawet nie wiemy jak wyglądał) miał załamanie po tym jak dostał pismo, z urzędu żeby się wyprowadzić z komunalnego domu. W akcie złości podpalił ten komunalny dom zaczynając od piętra, a skończywszy na parterze, wyszedł przed dom i postanowił zniszczyć dwa auta (w tym nasze). Sąsiedzi opowiadali, że przyjechały wszystkie możliwe służby ratunkowe, aby gasić pożar i pomóc. Powiedziano nam, że aresztowano sprawcę i dostaliśmy numer sprawy z policji.

Wracając do domu, miałam zamiar zabrać to wszystko co zostawiłam pod domem, ale zaraz, zaraz… nie ma. Słyszę, że sąsiadka z okna krzyczy, że inni sąsiedzi wzięli sobie wszystko… ale jak to? Niewiele myśląc poszłam do sąsiadów, żeby odebrać tylko koszyk z warzyw. Puk, puk … usłyszałam, że oni myśleli, że ktoś zostawił nadmiar warzyw do rozdania z farmy. Czy my nie mieszkamy w Londynie? Gdzie tu są farmy? No chyba, ze miejskie, takie mini zoo 🙂

Ciekawym odkryciem, była natomiast informacja z policji w poniedziałek (2 dni po zdarzeniu), że sprawa z urzędu już się odbyła. Kolejnego dnia dostałam pismo z wyrokiem w tej sprawie i okazało się, że wypuszczono sprawcę. Jedyna karą jaką dostał było 100 godzin prac społecznych za spalenie domu komunalnego i 100 godzin prac społecznych za obrazę funkcjonariusza policji i to tyle.
Przez kolejne kilka dni policja pilnowała tego miejsca zdarzenia. Któregoś dnia nawet zapytałam policjanta zajmującego się moją sprawą, czy to jest norma na taką bezkarność i usłyszałam, że tak. Naprawdę karane są tylko te osoby, które spowodują uszczerbek na ciele lub zdrowiu kogoś. Zaskoczyła mnie po raz kolejny całkowita bezkarność w tym kraju.

Samochód w pełni ubezpieczony i można by pomyśleć, że wszystko pójdzie sprawnie, ale nie, to by było za proste. Załatwianie spraw z ubezpieczycielem, to istny bój z gwarancją przegranej.
Nawet samochód zastępczy dostaliśmy dopiero po tygodniu. Kilka tygodni trwało załatwienie formalności i podjęcie decyzji przez ubezpieczyciela. Samochód zezłomowany, a mi przybyło siwych włosów.

Właśnie 15 września uświadomiłam sobie, jak mało bezpieczni jesteśmy tu. Przecież całą rodziną mogliśmy być w tym samochodzie, bo dzieliło nas od tego kilka minut i decyzja, żeby pojechać innym autem. Byliśmy przypadkowymi poszkodowanymi, choć to nie jest coś niezwykłego. Dla mnie to było punktem zwrotnym, kiedy zrozumiałam, że trzeba coś zmienić. Zmiany nadchodzą …

Pozdrawiam,

Irena

xxx

Reklama