Mieliśmy dość wygodne życie i dzień płynął za dniem. Czyli praca ustabilizowana, dom kupiony i można zacząć myśleć o dzieciach…
Dzieci…
Wtedy własnie trzeba podjąć jedną z trudniejszych decyzji, czy dzieci mają urodzić się na emigracji czy w Polsce. To nie była łatwa decyzja, bo tu jesteśmy sami, bez pomocy i nie wiedzieliśmy jak to będzie wyglądać.
Postanowiliśmy, że dzieci urodzą się w UK i tak się też stało. To był moment w którym najbardziej zaczęliśmy odczuwać, że nie jesteśmy w pobliżu rodziny. Udało namówić się nam moją mamę, żeby przyjechała do nas trochę nam pomóc. Zostanie rodzicem jest dość przerażające, a jeśli nie ma nikogo kto nam podpowie lub doradzi to już jest pełna panika. W UK nie ma położnej, która przyjdzie i pomoże z dzieckiem. Dziecko jest z Tobą i tylko Tobą , a jeśli poród był ok to wychodzicie do domu tego samego dnia i radźcie sobie sami z tym maleństwem.
Pomoc mamy w tych pierwszych dniach była nieoceniona, bo jak wykąpać i przebrać takie maleńkie bezwładne dziecko, które waży niecałe 3 kg. Pierwsze tygodnie minęły szybko, ale mama musiała wracać i nastąpiło zderzenie z rzeczywistością. Mąż w pracy, a ja sama z maleństwem, które wcale nie śpi, ale daliśmy radę. Teraz możemy powiedzieć, że udało nam się i zrobiliśmy to sami!!!
Praca a dziecko…
Urlop macierzyński minął szybko i mimo, że wykorzystałam go na maksa to dziecko miało 13 miesięcy, a ja musiałam wracać do pracy. Pewnie zostałabym w domu, gdyby rachunki mogły magicznie same się zapłacić. Dziś pamiętam, jak musiałam zostawić dziecko w żłobku bo nie było babci, cioci ani stryjka, żeby pomogli. Jeszcze dziś pamiętam, jak stałam za drzwiami żłobka i płakałam, że musiałam zostawić maleństwo w obcym miejscu z obcymi ludźmi. Mam tylko nadzieje, ze dziecko było tam szczęśliwe, bo lubiło tam chodzić.
Wróciłam do pracy na pełny etat i czas uciekał przez palce. Wtedy postanowiliśmy mieć drugie dziecko. Z dwójka dzieci to dopiero wyzwanie. Mieliśmy tylko dwa tygodnie pomocy bo przyjechała teściowa. Starsze dziecko miało 2.5 roku, gdy przywitaliśmy nasze drugie dziecko, czyli mieliśmy dwójkę maluchów. I tu zaczęły się schody. Na kontrole do lekarza z dwójką dzieci, do sklepu z 2 dzieci, do toalety z 2 dzieci. Wszyscy, którzy narzekają, że nikt im nie pomaga, a zostawiają dzieci u babci, cioci, stryjka, bo idą do lekarza, na zakupy czy gdziekolwiek indziej … OGARNIJCIE SIĘ I ZACZNIJCIE TO DOCENIAĆ!!! Kupcie kwiaty, czekoladki lub co tam chcecie i marsz z podziękowaniem za pomoc, bo to jest przywilej a nie coś co wam się należny!!!
Z dwójką dzieci już nie było łatwo i dlatego postanowiłam wrócić do pracy tylko na pól etatu, żeby starczyło na opłaty, ale nie kosztem bycia z dziećmi. Co do kariery, to i tak była w zawieszeniu odkąd byłam w pierwszej ciąży, cóż taka rzeczywistość. Udało mi się natomiast wykorzystać ten czas na doszkalanie się. Okazało się, że opłacało się bo znów awansowałam i zmieniłam zawód, nadal pracując na pół etatu.
Pasje i rozwój…
To był świetny okres, bo miałam czas dla dzieci i na rozwijanie pasji. Odkryłam coś czego się nie spodziewałam, a mianowicie zamiłowanie do bycia działkowiczem. Już nie musiałam być zamknięta w czterech ścianach, ale mogłam wyjść i spotkać innych ludzi. Okazało się, że to jest mój najlepszy odstresowywacz, gdy po ciężkim dniu mogę się wyżyć z łopatą, lub wyciszyć plewiąc i słuchając śpiewających ptaków … kto by pomyślał, że ja to lubię. 🙂 Tak mieszkam w Londynie i mam ogródek działkowy z ziołami, owocami i warzywami, które mają ZAPACH I SMAK!!! Mieszkając w Polsce pewnie nie doceniacie tego, że jabłka, truskawki, śliwki smakują tam jak nigdzie indziej. U nas wszystkie warzywa i owoce smakują tak samo, czyli jak papier, choć i tak lepiej niż w USA … (pozdrowienia dla wszystkich z USA xxx)
Czas płynął, a dzieci rosły i nadszedł czas na szkołę. Gdy moje starsze dziecko zaczęło szkolę, postanowiłam rozejrzeć się za inną pracą i udało się dostałam ofertę, tylko był haczyk… musiałam wrócić na pełny etat. Trzeba było zrobić balans życia, co jest najlepszym rozwiązaniem. Iść do lepszej pracy, ale kosztem 3 dni zostania dzieci o godzinę dłużej w szkole na pozalekcyjnych klubach, czy dalej tkwić w pracy, która zapewnia byt od pierwszego do pierwszego. Do ostatniej chwili biłam się z myślami, co zrobić. Udało mi się wynegocjować warunki lepsze niż mogłam się spodziewać, a dzieci i tak musiały iść do szkoły, więc zmieniłam prace.
Nowa praca…
Początki nie były łatwe, ale udało się ogarnąć logistykę jak to wszystko pogodzić. Czasem musimy poprosić o pomoc rodzinę, inne mamy ze szkoły, znajomych, lub wynająć opiekunkę, ale dajemy rade. U nas dzieci mają przerwy w szkole co dwa miesiące, więc dla pracujących rodziców to jest wyzwanie. Ceny przedszkola za dzień na jedno dziecko to około £45.00, czyli ponad 200 zł za dzień. Zdecydowanie nie opłaca się pracować jeśli trzeba zapłacić za przedszkole dla 2 dzieci, no chyba że się zarabia naprawdę dużo.
Własnie mija pierwszy rok w mojej nowej pracy. Mąż się śmieje, że pracę powinnam zacząć o 8, a ja z domu wychodzę 8.15, ale trzeba dostosować się do reszty. 😉
Początki w pracy nie były łatwe i miałam takie zawalenie, że nie miałam czasu nawet zjeść lunchu. Tak na marginesie, to mój poprzednik poddał się, spakował torbę, wyszedł i nie wrócił. Teraz wypracowałam sobie dużo lepszy system i pracę ogarniam w ciągu kilku godzin i jest bezstresowo. Jestem jedynym obcokrajowcem w całym biurze, więc to też ciekawe, że mi się udało tu dostać. Czasem mam wrażenie, że obchodzą się ze mną jak z jajkiem, żebym tylko nie wyszła z biura na zawsze. 😉
Udało nam się podbudować nasz budżet, kupić dwa samochody i możemy pozwolić sobie na wakacje, tylko znów jest haczyk. Jako rodzina, musieliśmy poświecić nasz wspólny czas. Nie mamy dni wolnych razem, choć tego też nie mieliśmy odkąd wróciłam do pracy po moim pierwszym macierzyńskim. Jedyny nasz czas wolny to urlopy, tylko okazuje się że spędzamy je osobno, bo trzeba zając się dziećmi podczas wszystkich przerw. W zeszłym roku spędziłam nasze rodzinne wakacje w pracy, bo nie mogłam znaleźć lotu do Polski, żeby choć na chwile dołączyć do reszty.
W tym tygodniu znów zaczęłam wątpić, czy to był dobry wybór żeby wracać na pełny etat do pracy. Do domu docieram dopiero około 18.00, bo trzeba odebrać dzieci z przedszkola i szkoły. I kiedy tu zrobić pracę domową, jak trzeba naszykować kolację i już jest pora spania. W zeszłym tygodniu, już prawie się poddałam, po tym jak nasze dziecko płakało, że nie chce iść do klubu, bo nie znosi piłki nożnej. Jako mama mam zal do siebie, że poszłam do pracy i nie zawsze jestem z nimi, ale z drugiej strony robię to dla nich, żeby mieli lepiej niż my mieliśmy. Ja w ich wieku mogłam tylko pomarzyć o dodatkowych lekcjach jak taniec, czy gra na pianinie. Nasze dzieci chcą lekcje pływania, balet, gimnastyk, atletyka, piłka nożna, tenis, koszykówka co tylko wybiorą to mają. Czy to powoduje, że jestem złym czy dobrym rodzicem? Sama nie wiem, ale staram się i to jest ważne … bynajmniej tak mi się wydaje.
Może i jestem zapracowana i wracam do domu późno i często nie mam siły na nic. Za to codziennie czytamy dzieciakom na dobranoc i to bez wyjątku (no chyba ze mam gorączkę i straciłam głos), bo nawet w tym zabieganiu trzeba znaleźć takie bezcenne chwile razem. To jest taka nasza chwila razem, na która codziennie czekamy. Czytacie dzieciakom bajki? Co lubicie robić razem?
Czy warto?…
Czy warto wyemigrować? Nie wiem. Często emigracja jest kosztem rozbicia rodzin, brakiem czasu na bycie razem, osamotnienia. Nadal nawet po 10+ latach jesteś emigrantem i czasem można zauważyć, że jesteś traktowany trochę inaczej. Mimo że znasz swoich sąsiadów po tylu latach i w dużej mierze są to sympatyczne osoby to każdy pilnuje swojego nosa. Nie wiem czy to dlatego, że wszyscy są zabiegani, ale ludzie tu nie maja czasu na spotkania, bo kto by chciał wracając po 18 do domu jak jest wietrznie i szaro na dworze wpaść do sąsiada na herbatkę. Czy lepszy statut materialny jest warty poświecenia kontaktów z rodziną? Nadal nie potrafię podjąć decyzji co jest lepsze. Czy zostać na emigracji, czy wracać do kraju do rodziny? Moja rodzina jest porozrzucana po świecie i chyba to mnie trochę wstrzymuje przed powrotem do Polski. Myślę, że gdyby wszyscy mieszkali w Polsce to już pewnie byśmy wrócili też. Teraz już patrzymy na wszystko z perspektywy co jest lepsze dla naszych dzieci. Czy bycie z dziadkami, ciociami, wujkami stryjkami itp. kosztem lepszego startu w życie czy lepszy dostęp do edukacji, rozwoju i lepszy start w życie? Co Wy myślicie? Za czym najbardziej tęsknicie lub byście tęsknili?
Jeśli dotrwaliście do końca tego długiego wpisu to dajcie w komentarzu ‚doczytane’ 🙂
Pozdrawiam,
Irena xxx